Będzie krótko, zwięźle i na temat. Pracując niezmiennie nad podnoszeniem produktywności swojej pracy zacząłem się zastanawiać nad jej ścisłymi fundamentami. Od lat mówi się o tym, że śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia i bez niego nie można zacząć pracy na pełnych obrotach. Śniadanie – OK, ale co przed nim? Będąc ostatnio w górach, podczas rozmowy z pewnym doktorem medycyny manualnej skontrastowaliśmy dwa przykłady spędzania poranków: ludzki i zwierzęcy.
Przykładowy dzień większości z nas zaczyna się w ten sposób: budzik, toaleta, śniadanie i wymarsz do pracy (kwestia śniadania oczywiście jest kwestią gustu, pozostałe są raczej stałe 🙂 ). Teraz przykład zwierzęcy, niech będzie to np. sarna. Kto nie ogląda Animal Planet, a widział chociaż raz w życiu bajkę Bambi wie, że żadne leśne zwierze nie zacznie śniadania, bez porządnego rozciągnięcia zastanych przez noc mięśni.
Brak tych kilku minut porannej “rozgrzewki” to spadek produktywności o 30-50%. A skoro niewielu z nas to robi, to wprowadzenie takiego zwyczaju oznacza znaczny jej wzrost. Spróbuj i zobacz jak będziesz się czuć przez resztę dnia! 🙂
(Zdjęcie pochodzi z serwisu DigitalPhoto)
20 minut od dźwięku budzika do znalezienia się w nie zawsze ciepłym tramwaju. Wszystko, co tylko się da przygotowuje sobie wieczorem, a śniadanie jem w pracy.
Czasami mi się zdarza rano porobić kilka pajacyków i skłonów i czuje się znacznie lepiej. Działa to na mnie jak dzbanek kawy. Niestety nie zawsze się chce.
Najgorszy dla samopoczucia jest brak światła, najmniej jest grudzień/styczeń, także byle do wiosny 🙂
Zgoda, odrobina ruchu z rana bardzo dobrze wpływa na samopoczucie i produktywność. Na obozie żeglarskim dzień zaczynaliśmy od tzw. porannej gimnastyki co pozwalało nam przetrwać nawał zajęć w ciągu dnia a i wiedza wchodziła wtedy dość gładko do głowy. Ale ruch + lekkie śniadanie to podstawa udanego dnia.