Twórz i nie oglądaj się za siebie.

Roztrzaskałem telefon.

Ale to tak w drobny mak – do tego stopnia, że ekran przestał odpowiadać, nie mogłem odbierać telefonów ani jakichkolwiek wiadomości.

Musiałem kupić nowy – co, nie będę ukrywał, bardzo mnie ucieszyło.

Kupiłem telefon, który może swobodnie konkurować jakością optyki z kamerą, której używałem do vlogowania. Telefon, w którym jakość nagrywanego dźwięku pozwala swobodnie nagrywać podcasty!

Jak pomyślałem – tak zrobiłem. W hotelowym pokoju, bez szczególnego wyciszenia, bez kabli, rejestratora, mikrofonów; bez kart SD i zrzucania danych na dysk; bez oprogramowania do edycji i usuwania szumów  – nagrałem i opublikowałem odcinek podcastu Trener przy Mikrofonie.

Oto on, choć to nie o nim będzie mowa w tym tekście:

 [spreaker type=player resource=”episode_id=18047431″ width=”100%” height=”200px” theme=”light” playlist=”false” playlist-continuous=”false” autoplay=”false” live-autoplay=”false” chapters-image=”true” episode-image-position=”right” hide-logo=”false” hide-likes=”false” hide-comments=”false” hide-sharing=”false” hide-download=”true” ]

Life Hacking Podcast

Trener Przy Mikrofonie to podcast dodatkowy – możesz pomyśleć o nim jako miejscu na notatki czy swobodne, nieustrukturyzowane przemyslenia.

Jeśli chcesz posłuchać podcastu z prawdziwego zdarzenia zasubskrubuj Life Hacking Podcast

Słuchaj wApple PodcastsSłuchaj wSpreakerSłuchaj wStitcher radioSłuchaj wCastbox

 

W każdym razie ten podcast automatycznie pojawił się również na YouTube, gdzie Jerzy (z którym w zeszłym roku nagrywaliśmy wspólnie podcast Przekaz) zostawił taki oto komentarz:

Nie podoba mi się. SM58 zajmuje w bagażu tyle samo miejsca co puszka piwa, więc racjonalizowanie sobie gorszej jakości dźwięku tym, że nie musisz nosić ze sobą mikrofonu to... racjonalizowanie. Co więcej,  wlasnie w zalewie tresci kiepskiej jakosci naszym obowiazkiem, obowiazkiem świadomych twórców,  jest robienie rzeczy dobrej jakości.

I to właśnie na temat tego komentarza chciałbym podywagować. 

3 przestrzenie życia

Żyję w przekonaniu, że nasze życie ma trzy składowe: biznes, kultura i rodzina. 

Część biznesowa, to całość życia zawodowego – nie ważne, czy jest to przedsiębiorczość czy praca na etacie; czy jest to walka o awans czy bezrobocie. Całokształt inwestowania czasu w działania okołozarobkowe to część, którą kategoryzuję jako biznes. 

Część kulturalna, to inaczej rozrywka. Nikt nie ma prawa negować sposobu w jaki się relaksujemy – czy jest to wizyta w filharmonii czy taplanie się w błotku na Przystanku Woodstock; czy jest to słuchanie dubstepu, malowanie graffiti na ścianach, poszerzanie świadomości przez branie narkotyków czy wolontariat w hospicjum dla dzieci. Tak długo jak daje nam szczęście i pozwala się rozerwać – to jest część kulturalna.

Ostatnią częścią jest życie rodzinne – i tu znowu nie ma najmniejszego znaczenia, czy rodzina oznacza niedzielny obiad z dziadkami, czy hulaszcze życie singla, który każdą noc spędza w innym łóżku. Pewnie jest na to jakieś lepsze, bardziej adekwatne określenie, ale na moje potrzeby (i potrzeby tego przykładu) życie rodzinne jest bardziej niż wystarczające – wiesz przecież co mam na myśli. 

Czy jesteśmy artystami? 

Mając na uwadze powyższe rozgraniczenie sądzę, że to co publikujemy w formie blogów, vlogów czy podcastów zalicza się jako bardziej część biznesowa niż kulturalna. Owszem – tworzymy. Ale czy proces tworzenia jest jednoznaczny z kreowaniem kultury? Czy jesteśmy artystami? 

Myślę, że nie. Przynajmniej nie w przestrzeniach w których ja się poruszam. Peter McKinnon, który jest bardzo szeroko znanym fotografikiem i vlogerem – tak, on tworzy w przestrzeni z pogranicza kultury i biznesu. Jego twórczość ma przynosić mu zarobek i kształtować karierę. Ale zajmuje się tematyką, która niejako zmusza go to tworzenia rzeczy pięknych. Do tworzenia sztuki.

Artyści mają prawo do życia w swoim własnym świecie – choćby był skrajnie niekompatybilny z naszym. Artyści mają prawo być tak pochłonięci procesem tworzenia, że nie odpowiedzą Ci “dzień dobry” albo zapomną kupić masła. Ba, artyści mają prawo być biedni jak myszy kościelne, bo w tej swojej niekompatybilności nie ukształtowali genu przedsiębiorczości. 

Dlatego artyści mają i powinni mieć swoich mecenasów. Opiekunów, którzy ich sztukę potrafią docenić i którą pragną konsumować. Nie za cenę ulgowego biletu lokalnej galerii. Za cenę dotacji, która pozwoli temu artyście nie przejmować się codziennością i skupić na tworzeniu. Rzeczy pięknych, rzeczy bliskich ideału. 

“Obowiązki świadomych twórców”?

Z drugiej strony mamy zupełnie innych twórców – takich jak Gary Vaynerchuck czy Grant Cardone. To są biznesmeni – do szpiku kości. Oni nie dbają o to, czy obrazki w ich produkcjach są ładne. Oni nie dbają o to czy wszystko słychać idealnie – hej, ja też nagrywałem już podcasty i vlogi na pokładzie samolotów! Tylko, że potem spędziłem 60min na obróbce dźwięku, aby był przyjemny dla ucha, a powyżsi wrzucają surówkę (surowe nagrania), bo wiedzą, że liczy się treść, a nie forma. 

Tu nawiązuję ponownie do tego, o czym powiedziałem w odcinku podcastu – dzisiejsza ilość treści, która nas wręcz zalewa nie powinna przyczyniać się do obaw, że nie zdążymy skonsumować wszystkiego. Nie zdążymy i to jest fakt, z którym trzeba się pogodzić (bo przecież i tak nie ma innego wyjścia!). Powinno się to za to przyczyniać do świadomości, że dzięki tej ilości treści możemy dostosować ich strumień dokładnie do naszych potrzeb – zarówno pod względem przesłania jak i formy prezentacji. 

To jest właśnie przesłanka, która jednocześnie sprowokowała i umożliwiła mi nagranie i opublikowanie takiego podcastu – bez obróbki, zastanawiania się nad muzyką w tle, dobrym tytułem, etc. Stworzyłem, opublikowałem, nie oglądając się za siebie. Ci, którzy będą chcieli to znaleźć – znajdą. Ci, którzy będą chcieli skorzystać – skorzytają. Content is King. Treść, nie forma. 

Czytasz teraz ostatni paragraf tekstu. Pisanego. W 2019 roku. Chapeaux bas – jesteś w coraz węższej grupie ludzi, która nadal ceni sobie słowo pisane. 

Chylę czoła i z prawdziwą przyjemnością podejmę polemikę w komentarzach. Pozdrawiam z zaskakująco słonecznego, norweskiego Bergen.

Leave a Reply