Myślę, że jeśli czytasz post z kategorii Parenting, to możemy założyć, że masz żywe zainteresowanie tym tematem. Być może jesteś albo chcesz zostać rodzicem.
Jestem blisko technologii. Jednym z obszarów mojej działalności zawodowej jest otwieranie oczu pracowników rządowych i jednostek militarnych na realne zagrożenia cyberterroryzmu.
Dzieci, a już niemowlęta w ogóle, potrafią być słodkie i urocze. Ich niewinne uśmiechy potrafią dawać bardzo dużo pozytywnych emocji. Tu i właśnie teraz, zanim dorosną i staną się zbuntowanymi nastolatkami.
Plus, warto przecież dokumentować ich rozwój – pierwszy uśmiech, pierwszy krok, pierwszą glebę na małym rowerku – prawda? Niech mają pamiątki! Dla nich! A potem dla ich dzieci!
Tutaj zaczyna się problem
O ile koncept dokumentowania rozwoju dziecka uważam za bardzo OK, o tyle ta druga część – „a potem dla ich dzieci” jest już bardziej problematyczna. Bo niestety, ale dostęp do tych zdjęć i nagrań nie będzie spójny z naszym drzewem genealogicznym i nie będzie limitował niczyjego dostępu na jakiejkolwiek podstawie.
A to oznacza, że raz opublikowane zdjęcia mogą być skopiowane i rozdystrybuowane w dowolnej ilości, ale też w dowolny sposób zmodyfikowane. Również przez ludzi z niebezpiecznymi dewiacjami seksualnymi.
Ale inni ludzie publikują!
Ludzie robią różne rzeczy. Nie zapinają pasów i scrollują Instagram za kierownicą. Czasem wsiadają za tę kierownicę po kilku lampkach wina „bo przecież nic się nie stanie”. Każdy ma własny rozum i do niego się odwołuje. Zapinam pasy, nie używam telefonu w samochodzie (nawet na czerwonym!), nigdy nie jeżdżę po alkoholu (co jest akurat wyjątkowo łatwe, bo go już dawno nie piłem 🙂 ).
Możesz publikować zdjęcia swojego dziecka, nikt – a już na pewno nie ja – Ci tego nie zabroni. Możesz publikować zdjęcia z układania puzzli, zabawy z psem i z wanienki, kiedy dziecko jest nagie. Możesz. Nie ma prawa, które mogłoby Ci tego zabronić.
Dwa możliwe przypadki
Wyobraź sobie karierę. Wspaniałą i pełną sukcesów drogę swojego dziecka, które zostaje np. wiceprezesem jakieś globalnej spółki czy korporacji. Rozpiera Cię duma i radość, że z takim powodzeniem osiąga swoje cele.
I załóżmy, że jest to Twoja córka. Teraz – Pani Wiceprezes, której marzenie o piastowaniu wysokiego stanowiska i szacunku podwładnych i współpracowników właśnie się spełnia. Impreza firmowa, prezentacja profili nowych wiceprezesów. I w ramach „żartu”, wpleciony „przypadkiem” slajd ze zdjęciem Twojej córki sprzed 30 lat, kiedy kąpała się nago w wanience. Albo umorusana na całej twarzy keczupem nieporadnie ale wytrwale próbowała samodzielnie zjeść swoje pierwsze frytki.
Jeśli obserwujesz scenę polityczną jakiegokolwiek kraju, wiesz jak łatwo jest podważyć kompetencje dorosłego człowieka, wyciągając jakiś totalnie niezwiązany fakt z jego czy jej przyszłości. Złe oceny w szkole podstawowej, zawieszenie w prawach ucznia w liceum. Oblany egzamin, który przecież jest dzisiaj głównym obszarem działalności danego człowieka. Spindoktorzy właśnie tym zajmują się na codzień.
To jest cena, jaką przyjdzie jej zapłacić za Twoją potrzebę publikowania jej „uroczych” (na ten czas) zdjęć.
A jeśli kariera Twojego dziecka do Ciebie nie przemawia, pomyśl o swojej. Pomyśl o wielomilionowej wygranej na loterii, albo po prostu rozwinięciu swojej własnej kariery do stopnia, w którym mieszkasz w dużym, eleganckim domu i jeździsz bardzo dobrym samochodem. Najbezpieczniejszym na jaki można było sobie pozwolić, bo przecież to była Twoja główna motywacja. Ale najbezpieczniejszy często oznacza największy i z reguły bliski bycia najdroższemu. (To też część mojego doświadczenia. Chyba nie sposób kupić kompaktowy samochód, który byłby maksymalnie bezpieczny!)
Ludzie zaczynają Ci zazdrościć*. Im bardziej Ci się powodzi, tym więcej zawiści to budzi. Wiesz, że tak jest, niestety w takim sposobie funkcjonowania wielu ludzi zostało wychowanych. Jeśli Twoja własna kariera pozwoliłaby dorobić Ci się milionów. Czymże jest marne np. 100 tys zł? Dlaczego by nie zgarnąć z przedszkola Twojej 4-letniej córeczki i wysłać Ci wiadomość, ze nic jej się nie stanie, ale musisz podrzucić te 100 tysięcy w torbie i zostawić koło ławki w lokalnym parku. „I żadnej policji!”. To nie jest scenariusz amerykańskiego filmu. To są rzeczy, które się dzieją – szczególnie w społeczeństwach o dużym rozwarstwieniu. Przed 15 laty w Argentynie był taki kryzys, że władze stawiały policjantów na każdym(!) rogu na osiedlach mieszkalnych, bo dzieci były porywane wysiadając ze szkolnych autobusów. I nie za ekwiwalent 100 tys zł. Za kilkaset. Bo ludzie byli zdesperowani po kryzysie gospodarczym.
Czy chcesz dać ludziom tego pokroju – biednym, zdesperowanym, a przez to bardziej otwartym na przemoc – piękny segregator ze zdjęciami Twojej córki, aby wiedzieli dokładnie kto jest ich celem i aby zgarnąć dokładnie to dziecko o które chodzi?
Ja nie chcę tego ułatwiać. W dzisiejszym świecie namierzenie człowieka i tak jest możliwe. Ale wymaga pewnej dozy umiejętności i zaangażowania. Ludzie, o których piszę wyżej są tymi, którzy sięgają tylko po najbardziej dostępne cele. Po najniżej wiszące owoce. Nie obniżaj gałęzi.
Jak my to robimy?
Lena ma swoje własne konto na Instagramie.
Zaraz… czy ja właśnie nie powiedziałem, że nie publikujemy żadnych jej zdjęć?
Tak, zgadza się. Nie PUBLIKujemy. Dostęp do tego konta jest zablokowany i możemy w dowolnym momencie wyliczyć wszystkie osoby, które mają do niego dostęp. Nasi rodzice. Rodzeństwo. Najbliżsi przyjaciele. Każdy z nich został poproszony o niepokazywanie tego konta dalej.
Będzie mogła sama zrobić z tymi zdjęciami co będzie chciała. Opublikować, skasować, zrobić co zechce.
To są jej zdjęcia – jej wizerunek.
Czy mogą zrobić screenshot i opublikować go gdziekolwiek indziej? Mogą.
Czy ktoś może się włamać na to konto i uzyskać dostęp do zdjeć? Tak.
Czy sam Instagram może popełnić błąd i odblokować to konto czyniąc je publicznym? Tak.
W naszym odczuciu zminimalizowaliśmy zagrożenie. Wg tego samego podejścia jeździmy samochodami. Środkiem transportu, który jest przecież najniebezpieczniejszym ze wszystkich dostępnych! Ale wśród tych niebezpieczeństw wybraliśmy ten, który daje nam poczucie, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, aby zminimalizować ryzyko.
Lena otrzyma pełny dostęp do tego konta. Będzie mogła sama zrobić z tymi zdjęciami co będzie chciała. Opublikować, skasować, zrobić co zechce. To są jej zdjęcia – jej wizerunek.
Konsekwencje cudzych decyzji.
Staramy się patrzeć szeroko na temat rodzicielstwa. Bo jeśli faktycznie tak spojrzeć, to można zacząć zastanawiać się kto podejmował decyzje, których konsekwencje dzisiaj ponosimy?
To, że czytasz ten tekst po polsku wynika z tego, ze urodziłem i wychowałem się w Polsce. Ale to nie była przecież świadomość i bezpośrednia decyzja moich rodziców, prawda? Oni po prostu zostali tam, gdzie się urodzili, po prostu. Bez większego zastanowienia. Tak samo zrobili ich rodzice. A wcześniej ich rodzice i ich rodzice… i tak dalej.
(W moim konkretnym przypadku to kwestia tylko 4 pokoleń, bo przez moje zafascynowanie tematem studiowania genealogii dotarłem nie tylko do pełnej linii mojej rodziny, która przez ponad 300 lat była niemiecka, póki dopiero po pierwszej wojnie światowej przeniosła się do Polski. Także można w pełni prawdziwie powiedzieć, że przeprowadzka do Niemiec okazała się niczym innym jak powrotem do korzeni! 🙂 )
Dokładnie tak samo może być z religią*. Fakt, że rodzice zanieśli Cię kiedyś do kościoła i gdzie kapłan polał Cię wodą, wcale nie musiał być wynikiem ich głębokiej wiary i chęci włączenia Cię w życie Kościoła, w którym sami czynnie uczestniczą. Być może po prostu „tak się robi i koniec” albo „bo co ludzie powiedzą”, znowu bez przemyślenia i głębszej refleksji.
Nie chcieliśmy by nasze dzieci wychowywały się w Polsce. Już kiedy pobieraliśmy się z Anią przed 5 laty, rozmawialiśmy o przeprowadzce. Głównym powodem była dla nas nawet nie sytuacja polityczna czy ekonomiczna, ale przede wszystkim ekologiczna i klimatyczna. Mieszkając w centrum Warszawy, zimą chodziliśmy w maskach, chroniąc się przed wszechobecnym i trującym smogiem. Za każdym razem, kiedy wyjeżdżałem prowadzić szkolenia do Niemiec, Norwegii czy nawet Belgii – czułem, że oddycham innym powietrzem. A po powrocie do Polski przez 2-3 dni bolała mnie głowa. Za każdym razem. To nie były warunki, do których chcieliśmy zaprosić nasze dzieci.
Podobnie jest z religią. Nie poczyniliśmy żadnych kroków, które przypisałyby nasze dzieci (a na razie tylko Lenę) do żadnego z wyznań – katolickiego, protestanckiego, islamu czy buddyzmu. A jesteśmy otoczeni wszystkimi tymi wyznaniami. Takie zróżnicowanie sprawia, że nie ma takiej presji, jaką można było odczuć w Polsce.
Wybraliśmy kraj, który z naszej perspektywy jest optimum. Ale to nie tym traktuje dzisiejszy tekst. Jeśli chcesz poczytać o różnicach, które nas najpierw zmotywowały a teraz cieszą w codziennym życiu w Niemczech – napisz, a ja chętnie ten temat rozwinę.
Wracając jednak do meritum – decyzje o kraju w którym dziecko dorasta jest decyzją rodziców. Przedszkole do którego idzie – również. Ale to czy nieporadne pierwsze kroki czy płacz po zaliczonej glebie mają być obdarte z prywatności i upublicznione przed ośmioma miliardami ludzi, z pośród których każdy może zrobić sobie własną kopię – już nie.
I właśnie dlatego tylko wąskie grono najbliższych przyjaciół jest kręgiem, z którym dzielimy się jej postępami.
Mam nadzieję, że ten tekst skłoni Cię do pewnej refleksji. Niekoniecznie do skasowania wszystkich zdjęć Twojego dziecka z internetu, ale do samego przemyślenia czy to będzie dla niego OK. Jeśli uznasz, że tak – super. Jeśli uznasz, że nie – też. To co jest dla mnie ważne, to to, aby to była Twoja przemyślana decyzja, a nie pęd za trendem, „bo inni tak robią”
* Pisząc ten tekst w pierwszej połowie 2021 roku, trwa właśnie narodowy spis powszechny, do którego możesz się dopisać aby wskazać czy faktycznie jest w Polsce tylu obywateli ilu jest w innych dokumentach i czy rzeczywiście można założyć, że 98% Polaków to czynni katolicy. (wróć do treści)
*To z kolei jest część naszego niemieckiego doświadczenia i różnic międzykulturowych. Nie ma to wiele wspólnego z parentingiem, ale jeśli chcesz abym o tym więcej opowiedział - szczególnie DLACZEGO ludzie tutaj nie zazdroszczą innym - napisz o tym w komentarzu. Chętnie Ci o tym opowiem. (wróć do treści)