Wdzięczność, wdzięczny – m.in. «przynoszący dobre wyniki, zadowolenie» (za sjp.pwn.pl)
Na ogół, staram się nigdy nie odmawiać ludziom w potrzebie i być po prostu szczerym i dobrym człowiekiem. I taka karma przez większość czasu wraca do mnie ze zwielokrotnioną siłą (albo tak mi się wydaje, bo zawsze bardzo doceniałem rzeczy, które inni ludzie robią dla mnie 🙂 ).
Jednak w ciągu minionych tygodni spotkałem się z kilkoma przypadkami ludzi, którzy bardziej lub mniej świadomie zrobili mi albo niedźwiedzią przysługę, albo po prostu zawiedli moje zaufanie. Niemniej jednak, z każdym z tych ludzi łączyła mnie wcześniej relacja, która do takiej sytuacji pozwoliła doprowadzić. Bo przecież trudno jest komuś zawieść nasze zaufanie, jeśli wcześniej go nim nie obdarzyliśmy. Tak samo trudno jest komuś oddać nam niedźwiedzią przysługę, jeśli wcześniej nie daliśmy mu/jej poznać się na tyle, żeby nasz bohater chciał ją nam rzeczywiście oddawać.
Pomyślałem wtedy, że co by się nie działo, to i tak jestem do przodu. Bo zmiany wiartu w żaglach, nawet jeśli ten niespodziewany, boczny wiatr kompletnie miesza nam szyki, to tak długo jak nie doprowadzi do skrajnie krytycznej sytuacji i nie wywróci nam łódki*, to nadal płyniemy.
Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, to zrozumiałem, że to moje bardzo spokojne podchodzenie do wielu spraw życiowych (jak np. wydłużenie mojej podróży z uczelni do domu z normalnych 4 do 36(!) godzin, na co wpływ miał cały szereg okoliczności – od robót drogowych na obrzeżach Londynu, przez porządnie naćpanych Niemców w Gdańsku, po trąbę powietrzną, która porwała mojego tatę) sprawia, że mam strasznie dużo zwyczajnego luzu, który po sprawnym zareagowaniu na niespodziewane zmiany, pozwala mi na patrzenie przyjaznym okiem na ludzi, którzy jeszcze na początku tego wpisu zdawali się być czarnymi charakterami tej historii.
Hej, gdybym przez dwa lata kiedy studiowałem w Polsce nie borykał się z naprawdę słabymi wykładowcami, to nie wygenerowałbym sobie takiego poziomu determinacji, który pozwolił mi później zajmować miejsca w aulach Oksfordu! 🙂
Show must go on, więc czasem, szczególnie z jakiegoś dystansu, warto docenić ludzi, kórzy mieli realny wpływ na bieg wydarzeń. Nawet jeśli wtedy wydawało nam się, że zrobili nam dużą krzywdę.
* – Nie bardzo znam się na żeglarstwie. Alex ma więcej praktycznych przykładów z tej branży, do których warto przy okazji wrócić – polecam np. ten czy ten.
Ludwiku
z blogu Anety Siła Słowa trafiłem do Ciebie, ponownie.
Zgadzam się, że wewnętrzny luz jest potrzebny i daje bardzo dużo. Ciągle się tego uczę, raz radośnie raz boleśnie, acz ten luz daje bardzo dobre efekty. I Alex Barszczewski pisał o tym luzie.
To zdanie spowodowało moje dłuższe zastanowienie się: “. Bo przecież trudno jest komuś zawieść nasze zaufanie, jeśli wcześniej go nim nie obdarzyliśmy.”
To bardzo celne spostrzeżenie. Chyba pokazuje ile zależy od nas samych, od nastawienia.
Piszesz: “Show must go on, więc czasem, szczególnie z jakiegoś dystansu, warto docenić ludzi, którzy mieli realny wpływ na bieg wydarzeń. Nawet jeśli wtedy wydawało nam się, że zrobili nam dużą krzywdę”
Ten dystans się przydaje. I warto doceniać to co dana relacja nam dała. Nawet gdy to tylko tzw. “nauczka”.
dobry post napisałeś, dziękuję
Piotr